Słabszy dzień
Cześć! Dzisiaj podzielę się z Wami czymś co mi leży na sercu. Wpadłem po uszy, jestem handlowcem w znanej firmie od lutego. Nigdy wcześniej nie pracowałem bezpośrednio u producenta, więc jest to moje pierwsze zetknięcie z tym rynkiem. Firma wyznaczyła niski budżet podczas rekrutacji (w Warszawie szukali 2-3 miesiące!) no ale zgodziłem się, wybrali mnie i jestem. Moje odczucia od samego początku były lekko podejrzliwe gdyż zauważyłem podejście w stylu - najpierw się naucz, siedź tu z nami, tak nie robimy, itd. Zgasiło to mój potencjał i nastawienie na którego fali byłem po rzuceniu poprzedniej roboty (ze względu na to, że prezes wytarł sobie tyłek naszymi ustaleniami co do prowizji ale to inna historia). Bardzo go zgasiło - do tego stopnia że wręcz czuję jakbym zaczynał wszystko od początku. Leci szósty miesiąc, a ja nie potrafię zrobić wyniku powyżej 20 000zł. Masakra. Dla porównania w poprzedniej robocie miałem w sezonie 260 000 (na innych produktach).
Co teraz? Kierownik patrzy na mnie jak na nieudacznika i zapewne ma myśli że źle wybrał, ja wyginam się na wszystkie strony żeby coś sprzedać (co poprzez nacisk być może jeszcze pogarsza sytuację), z kolei rynek chłonie (od innych) nasz towar tak mocno, że zmieniają samochody (dosłownie). Nie zdziwię się jak ktoś wybuduje po wakacjach dom.
Po prostu dramat. Mam ochotę na 2 rzeczy: zrobić 30 000 żeby kieras był happy, lub rzucić to i znaleźć lepszy sposób na życie.
Co wybiorę? Powinienem pokorę - boli jak cholerą gdy prawda zagląda w oczy.
Łażę i zastanawiam się z zakamuflowanym niewielkim bagażem.
Na horyzoncie pusto.
Komentarze
Prześlij komentarz